niedziela, 3 lipca 2011

Nie mam pomysłu na tutył... może Państwo pomogą?

Jak przystało na wielce Rozpuszczoną Królewnę zaległam bladym świtem w niedzielne południe w łóżku własnym, rozległym i wygodnym, spożywając śniadanie, co to je sama zrobiłam i do łóżka zawlokłam (mają Państwo pomysł jak kota przysposobić do robienia tudzież podawania śniadań? I kawy - mielonej, z łyżeczką cukru i świeżym imbirem? Ludzkich śniadań, bo kocie chrupki przynosi. Z wyrzutem, że o brzasku nie zwlekam swego szanownego ciała i nie daję do kociej miski czegoś bardziej jadalnego. W dodatku bestia łapą przez łeb wali co bym szybciej się ruszała).

Gdy wtem i znienacka telefon Mikołajkowego Taty wdarł się w ten sielski, niedzielny, południowy świt. I słabym głosem, resztkami sił wręcz poprosił o wsparcie i ratunek. Gdyż albowiem Syn Jego Jedyny a Mój Siostrzeniec Osobisty i Także Jedyny nie śpi od północy, łzy wielkości pomidorków toczy i ryjka znaczy usteczka rozdziera jak syrena statkowa co najmniej. A Rodzice bezradni i bez sił.
Porzuciłam więc (przyznaję, iż z pewnym ociąganiem) zaciszne me domostwo (i niedokończone śniadanie tudzież kota wredziola) wyruszyłam z ekspedycją ratunkową. Po drodze zgarnęłam Mikołajkową Babcię oraz Babcię Pra ponieważ gdyż albowiem skoro wkurw Księcia potężny jest, wszelka pomoc się przyda. W myśli zrobiłam przegląd dalszej i bliższej rodziny co by również pozbierać po drodze ale niestety na stanie nie znalazłam.

Dojechawszy na miejsce zastałyśmy towarzystwo mocno skwaszone i jeszcze bardziej wykończone na ciele i umyśle. Mikołajkowa Mama wyglądała jak cień słaniający się na nogach a Tata składał się głównie z cieni pod oczami. Mikuś marszczył brewki i toczył łezki (jak dynie, nie pomidorki) i nic nie było w stanie go rozweselić. Głównymi podejrzanymi są Górne Jedynki, które jakoś jędze jedne wyleźć nie chcą.

Mikołajkowa Babcia zagadała czule, na co Mikuś zmarszczył się jak nie wiem co i rozdarł ryjka znaczy usteczka jeszcze głośniej. Następnie podejście zrobiła Mikołajkowa Babcia Pra, Miś skrzywił się paskudnie. Kobiety te poczciwe szlochając, schroniły się w kuchni i oddały zajęciu pożytecznemu znaczy obiad gotowały.

Złapałam Misia na ręce i się husialiśmy (przy okazji oddając się ambitnej konwersacji z Misiową Mamą na temat życia i pokręcenia męskiego gatunku w wieku starszym niż Mikołajek, i nie myśleć tu o Mikołajkowym Tacie - ten egzemplarz jest akurat ok), Mikuś przestał drzeć ryjka znaczy usteczka. Porozglądał się ciekawie, stwierdził w tv leci baja i wcale nie jest tak źle jak mu się od północy zdaje. Jednak Słodziaka wyraźnie denerwowali Starzy, odesłałam więc ich do spania (nie bronili się zbytnio, miałam obawy, że zasną w drodze do sypialni i doprawdy nie wiem jak dotarli o własnych siłach).

Z pewnym zaskoczeniem dla odmiany osobiście drąc ryja (znaczy dla urozmaicenia śpiewając Misiowi piosenki z repertuaru własnego) zauważyłam, że Misiowe oczka robią się bardzo malutkie aż w końcu Mały Terrorysta zasnął. Rozważałam dalsze husianie połączone ze śpiewaniem ale perspektywa spędzenia tak na ten przykład godzin trzech nieco mnie przeraziła (no, Misiek trochę waży). Odłożyłam więc Słodkie Maleństwo i wprowadziłam w domu terror.

Starych mieliśmy z głowy, padli jak nieżywi i z ich strony żadne hałasy nie groziły. Jednak problem stanowiły Babcia i Babcia Pra wkroczyłam więc do kuchni niczym gestapo tudzież inne samo zło i nakazałam siedzieć jak trusie.

Wróciłam do Słodziaka i próbowałam sterroryzować respa (powiadam Wam ten to dopiero potrafi się drzeć), jednak nic sobie ze mnie nie robił co chwile wyjąc i wyświetlając komunikaty: "niska wentylacja minutowa; niska vte". Ha! miałam broń w postaci guzika "wycisz alarm". Mikolajek na śpiocha dostał obiadek a ja aż do 16 stej siedziałam i machałam nózią (jak na rozpuszczoną królewnę przystało).

O 16 Księciunio otworzył oczęta i tradycyjnie rozdarł ryjek znaczy usteczka, odessaliśmy się, zbiegły się obie Babcie (nadal wkurzające), zmieniliśmy spoconą koszulkę i mieliśmy zająć się zmianą pieluchy gdy ponownie musieliśmy się oklepać i odessać. Po tych czynnościach musiałam jakoś rozbawić Mikołajka drapnęłam więc Miszczunia na ręca i oddaliśmy się dzikim tańcom. Nareszcie na jego buźce zagościł uśmiech.

Nie przestając pląsać ze Słodkim Ciężarem zauważyłam, że Misiowe oczęta ponownie się zamykają (w końcu miał co odsypiać, nie?). Miś zasnął ponownie, odłożyłam Słodziaka do łóżeczka i ponownie zmieniłam się w gestapo i samo zło pilnujące by nikt nie zepsuł snu Królewicza.

W końcu Babcia i Babcia Pra spędzające niedzielę w kuchni i prawie nie oddychając, podniosły bunt i zażyczyły sobie odwózki do domu. Obudziłam więc Mikołajkowego Tatę co by przyszedł pilnować śpiącego Misia a sama rozwiozłam towarzystwo.

update:

Mikołajkowa Mama doniosła, że Mikołajek po obudzeniu miał nieco lepszy humor i postanowił oglądać bajki nie zwracając uwagi na Starych. Ignorując ich wręcz.

Ma Chłopak charakter :)

3 komentarze:

  1. Jak bolą zęby to może jednak nakarmić Księcia czymś przeciwbólowym? Dla dobra Jego i całego Społeczeństwa...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciocia Mikołajka4 lipca 2011 19:51

    Próbujemy różności, jest coś co pomagało Preclowi?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ibufem - zawsze pomaga - my też w trakcie ząbkowania tyle, że ze stałymi..

    PS.pamiętajcie, że szczęki Mikusia mało o co trą, dlatego to ząbkowanie takie trudne...

    OdpowiedzUsuń