czwartek, 14 maja 2015

PODRÓŻ ŻYCIA II

Dwa lata temu, gdy wiosna pomału zwyciężała z zimą, zaczęłam wymyślać że trzeba gdzieś jechać bo od zimowego siedzenia w domu wariujemy. Wtedy było bardzo daleko bo do Francji, ambitnie- trochę paryskich zabytków i wietrznie- zahaczyliśmy o Atlantyk.
W tym roku jak co roku marzyliśmy o wiośnie i kombinowaliśmy gdzie wyjechać, liznąć słońca i złamać codzienną rutynę. Tym razem padło na Włochy - konkretnie wybrzeże Adriatyku - bliżej i leniwie. Wyjazd też bardziej na spokojnie - dowody osobiste dla dzieci wyrobiliśmy wtedy, bagażnik, który przy naszej ilości bagażu jest konieczny też kupiliśmy na wyjazd do francji, własny respirator kupiliśmy w zeszłym roku. Po tym gdy zepsuł się resp z programu wentylacji i po ponad dwugodzinnym ambowaniu Mikołajka - w oczekiwaniu na sprawny, stwierdziliśmy że nie możemy narażać Mikusia. Trochę odejdę od tematu, ale trzeba przyznać że personel niezbyt spieszył się, pokonać 15 km w dwie godziny to trochę długo. Niosąc komuś oddech przybiegłabym w tym czasie, niestety nie każdemu tak zależy ...To zdarzenie przestraszyło Mikołajka, nas, dlatego kupiliśmy dla Mikunia własnego respa. Ale wracając do tematu- nie musieliśmy się gimnastykować i stawać na rzęsach żeby na wyjazd wypożyczyć, bo przez 1000 km ambować się nie da. Przetwornica która zaopatruje respirator w prąd też została zakupiona jakiś czas temu. Z ważnych spraw zostały do wyrobienia karty EKUZ, zakup cewników, kompresów, itp. ale takie rzeczy to nasza codzienność, więc poszło sprawnie.  Dla Mikołajka i Michałka nawet 10 godzin jazdy to nic takiego gdy w nagrodę morze i plaża. A więc pojechaliśmy - zapakowani jakbyśmy emigrowali a nie jechali urlop. A jak było? Cudnie, ciepło, plażowo, muszelkowo, leniwie i inaczej niż na co dzień :-)




po całym dniu na kanapie brakowało wolnych miejsc :-)
                                                    oceanarium-obowiązkowo  :-)    





                                                                         
Mama Mikołajka i Michałka