wtorek, 26 lipca 2011

Luksus

Mikołaj wciąż uczy nas czegoś nowego.



Złoszczą mnie narzekający na codzienne, nic nie znaczące małe rzeczy, że pada, albo nie pada, za gorąco, za zimno, za sucho, za mokro. Katar, sraczka, nieusłuchany pies, niegrzeczne dziecko, upierdliwy mąż, żona, teściowa, szef, nieuprzejma ekspedientka, za mała wypłata, za duża wypłata etc.

Młody koleś, który chce ode mnie 2 zł na piwo, ma 2 zdrowe ręce, 2 nogi i łeb. Tyle, że pusty i leniwą d.

Ci wszyscy nie potrafiący docenić jakim luksusem jest samodzielne oddychanie i podrapanie się w nosie.





niedziela, 24 lipca 2011

Wycieczka

W sobotnie południe Księciunio wraz ze świtą zapakował się do karety i udał na obiad do ikei, gdzie z ogromną ciekawością rozglądając się wokół szczodrze rozsyłał uśmiechy.


Miś i jego fura w karecie

plus ręka Mikołajkowej Mamy

Mimo, że Mikołajek od rana nie uciął żadnej drzemki, po obiedzie zaliczył jeszcze zakupy spożywcze dla całej rodziny w markecie. Słodziak donosi, że częściej będzie zabierał Rodziców i Ciotkę w takie miejsca gdyż ponieważ albowiem życzy sobie być na bieżąco i niezwykle bawi go zmienianie otoczenia :)


Zasłyszane




-Tato a dlaczego Ciocia...?

-Co Ciocia Mikołajku?

-Tato, no wiesz... robi takie śmiesznie głupie miny, śpiewa mi jakieś durnoty... No, głupka udaje.

-Bo widzisz Mikołajku... Ciocia jest troche ten tego...jakby to powiedzieć, hm... zwariowana (na Twoim punkcie Miki - słysząc słowa Taty dodała w myślach Ciocia) uśmiechaj się do Cioci, będzie jej miło. Widzisz Synu jak się cieszy kiedy się śmiejesz?


-Dobrze Tato, to będę się uśmiechał, niech się Ciocia cieszy :)






poniedziałek, 18 lipca 2011

Very Important Person

W sobotni wieczór w moich skromnych progach gościła Niezwykle Ważna Osobistość z Wielkimi Oczyskami ;)


Na szczęście wizytacja wypadła pomyślnie, VIP miał doskonały humor



a Wielkie Oczyska ciekawie się rozglądały :)


Zoo podejście trzecie czyli dupa pawiana

W sobotnie przedpołudnie dzicy najeźdźcy w postaci Księcia Mikołaja i jego świty w końcu dotarli do upragnionego celu.
Na miejscu Księciunio żywiołowo zaprotestował przeciwko paskudnemu blaskowi, który podstępne słońce roztoczyło wyłażąc zza chmur.

Nie pomagał wózkowy daszek ani parasolka, na każdy promyczek Miś zaciskał oczęta robiąc przy tym straszliwe miny, Mikołajkowa Mama czym prędzej więc za pomocą ręcznika "dorabiała" Misiowi cień.
Tato dzielnie pchał furę z Misiem i całym ustrojstwem a Wujek Chu robił z siebie małpę by rozweselić Słodziaka.
Banda zajrzała do sennych niedźwiedzi, którym nie chciało się podnieść nawet łbów. Przez dzikie tłumy spacerowiczów przecisnęli się do małp, gdzie zainteresowanie Mikołajka wzbudziły pawiany wyróżniające się tyłkami. Minęli senne antylopy, wyliniałe lwy, bizony, które ostentacyjnie odwróciły się tyłem i dotarli do słonia.

Miszczunio uznał, że słoń jest zdecydowaną atrakcją tej wycieczki i z zachwytem patrzył na fontannę, którą ten robił przy pomocy trąby. Po czym sprzeciwił się dalszemu zwiedzaniu i zażyczył powrotu do domu.

ps. Mikołajkowa Mama podzieliła się ze mną smutną konkluzją, że wielu dorosłych płacąc - grubą jakby nie było - kasę za oglądanie egzotycznych zwierząt rezygnuje z tego... mając do wyboru przyglądanie się choremu dziecku.

sobota, 16 lipca 2011

Zoo - podejście drugie

Wczoraj Mikołajkowi Rodzice spakowali Księciunia i jego zabawki udając się w kierunku Ogrodu Zoologicznego. Niestety z powodów zawodowych nie było mi dane dołączyć do bandy.

Kiedy dojechali na miejsce i właśnie mieli wyciągać furę z Misiem, złowrogo zagrzmiało. Niezdecydowani spojrzeli w niebo. Ostrzegawczo błysnęło. Po czym z nieba lunęła ściana wody.

Zawrócili w stronę domu, po drodze postanowili zajrzeć do pewnego szwedzkiego sklepu i restauracji na obiad. Gdzie ogromne zainteresowanie Mikołajka wzbudził nieopodal siedzący pan z laptopem. Jak donoszą Rodzice Miś czarował wzrokiem zajętego komputerem pana, zapomniał z wrażenia oddychać. Na szczęście w takich momentach czuwa resp, który zrobił to za niego :)

update:

właśnie Misiowi Rodzice donoszą, że robią trzecie podejście do zoo, tym razem do towarzystwa dołączył Wujek Chu. Trzymajcie kciuki by im się w końcu udało :)

Zoo - podejście pierwsze

Pewnego słonecznego popołudnia zapakowaliśmy się w komplecie, który Miś bardzo lubi - znaczy Mikołajek, jego Rodzice i ja i postanowiliśmy pojechać na wyprawę do zoo.

Jak tylko Mikołajkowy Tato ruszył Miś zasnął, kiedy dojechaliśmy do Chorzowskiego Parku Mikołajek spał nadal. W obawie, że Mikołajek prześpi atrakcje w postaci zwierząt postanowiliśmy więc powłóczyć się po parkowych zacienionych alejkach oraz posiedzieć pod sympatycznym parasolem w parkowym barku, gdzie Mikołaj spożył podwieczorek na śpiocha.

Kiedy Księciunio otworzył oczęta zaprezentował potężnego wkurwa z powodu blasku świecącego słońca i upału. W cieniu drzew przemknęliśmy w pobliże bramy zoo gdzie okazało się, że Miś życzy sobie natychmiast udać w cień. Na ciocinych rękach.  Co też zrobiliśmy.
Mikołajkowy Tato pchał furę z respem ja niosłam Miszczunia (kontrolując długość rury łączącą Misia i respa) a Mikołajkowa Mama dbała by na Misiową twarzyczkę padał cień. Oczywiście nasza karawana poruszała się w żółwim tempie. Wzbudzając niezdrowe zainteresowanie parkowych współspacerowiczów.*

W końcu Mikołajkowi poprawił się humor, udaliśmy się ponownie w stronę wejścia do zoo po drodze zatrzymując się przy płocie, za którym mieszka straszliwe ptaszysko. Na płocie wiszą tabliczki z napisem "Danger!" i "Uwaga dziobie!". O czym też sami się przekonaliśmy, do płotu przydreptało ptaszysko i przez kratę wysunęło długi, ostry dziub usiłując wyrwać mi z ręki chusteczkę.

Przy wejściu do zoo okazało się, że za godzinę zamykają, w związku z powyższym postanowiliśmy przełożyć wycieczkę.

*rozumiem ciekawość, którą wzbudza jakakolwiek inność, rozumiem kiedy sześcioletnia dziewczynka jadąca na rowerku zatrzymuje się i wpatruje w Mikołaja z respiratorem i jego furę. Kiedy mijające nas dzieci zawracają lub kilkakrotnie odwracają się aby popatrzeć. Są tylko dziećmi.
Niesmak budzą dorośli, którzy tak się zachowują. Pani, która szturcha swojego towarzysza i pokazuje mu nas palcem. Pan idący z naprzeciwka, z szeroko otwartymi z ciekawości ustami. I ta młoda, subtelnie wyglądająca dziewczyna idąca za rękę z chłopakiem, która prawie się potyka, wielokrotnie oglądając.

Zakaz

Kilka miesięcy temu, kiedy Wujek Chu przyjechał do Mikołajka z trzydziestoma różnymi pluszakami Mikołajkowi Rodzice wydali się nieco oszołomieni ;)

Z czasem maskotek i wszelkiej maści zabawek wciąż przybywa, kiedy więc podarowałam Misiowi - ku jego uciesze - wielkiego, czerwonego Elmo Rodzice powiedzieli: "dość, koniec z misiami".

No, ale jak to? Mam mojemu Słodziaczkowi nie kupować więcej zabawek?? No i wyszło mi, że ok. Jak koniec to koniec, z misiami. O żyrafkach nic nie mówili, nie? Starzy w przyszłości będą musieli się nieco precyzyjniej wyrażać ;)

Mikołajek postanowił swoje nowe zwierzę krótko trzymać...

...za mordę...

...oburącz ;)

niedziela, 10 lipca 2011

W miasto

Wpadam pewnego wieczoru ucałować na dobranoc "zrobionego"* już do snu Miszczunia i zastaję wielkie ciekawskie gały, którym wcale a wcale nie chce się spać.

Dla pewności pytam Królewicza czy śpiący a w odpowiedzi otrzymuję trzykrotne entuzjastyczne zapewnienie, że "nie, nie, nie, ha!" i uśmiech jak stąd do Sri Lanki.

Rodzice mocno bladzi z domieszką koloru sinego na twarzach oczy wznoszą i ręce bezradnie opuszczają.

Zarządziłam więc spacer. Starzy się dotlenią a Miś rozejrzy po okolicy, w końcu wieczorową porą świat wygląda inaczej niż za dnia, kiedy to Miki zazwyczaj spaceruje. Same zalety, nieprawdaż?

Mikołajkowa Mama próbowała protestować, że jak to? Że wieczorem?? Że jej Słodki Bobasek Tyci Tyci i Maleństwo Niewinne nocą w miasto prowadzić?? Że no ale??? Patologia wręcz i koniec świata.

Została przegłosowana gdyż Mikołajkowy Tato stanął murem za Synem swym Nieśpiącym. I tak to wyszliśmy pokazywać Mikołajkowi nocne życie miasta ;)

Jako, że słońce już nie raziło, Mikuś rozglądał się szeroko otwartymi oczami i z uśmiechem na ustach. Przeszliśmy park, w którym to Miś zaznajamiał się z nazwami mijanych drzew i udaliśmy się do centrum miasta.

Mikołajek był oszołomiony mnogością świateł, sklepowymi wystawami i mijającą nas dość liczną grupą młodzieńców w wieku nastoletnim, którą długo spojrzeniem odprowadzał.

Ale to nie koniec atrakcji, na głównym deptaku Misiowy wzrok przykuł pewien niezwykły neon: SALON GIER. Musieliśmy się przed owym przybytkiem zatrzymać na dłużej, Mikołaj był urzeczony. Starzy skorzystali z okazji - jak to starzy - i zalegli na pobliskiej ławce a my z Miszczuniem oddaliśmy się podziwianiu...

Napis był niezwykły: na czarnym tle wielkie, czerwone litery a dookoła migające złociste gwiazdki. Utknęliśmy na dobre 40 minut, na życzenie Księciunia literowałam napis i oglądaliśmy go z różnej perspektywy i pod różnym kątem. Miś nie miał dosyć, na twarzyczce malował się pełen zachwyt. W końcu musieliśmy porzucić czarowny neon gdyż godzina zrobiła się mocno późna i w trosce o Starych - na ławce prawie zasypiali - aczkolwiek z żalem postanowiliśmy wracać.

W drodze powrotnej Mikołajek zasnął w swojej furze śniąc o niezwykłym neonie**.

*"zrobiony" znaczy po wieczornej toalecie i wymianie tasiemki od tracheo
** mają państwo pomysł jak by tu skombinować taki neon Mikołajkowi? gdyż Chłopak zapragnął go oglądać a krnąbrni Rodzice raczej nie będą skłonni pylać co wieczór przez całe miasto na podziwianie ;)

niedziela, 3 lipca 2011

Nie mam pomysłu na tutył... może Państwo pomogą?

Jak przystało na wielce Rozpuszczoną Królewnę zaległam bladym świtem w niedzielne południe w łóżku własnym, rozległym i wygodnym, spożywając śniadanie, co to je sama zrobiłam i do łóżka zawlokłam (mają Państwo pomysł jak kota przysposobić do robienia tudzież podawania śniadań? I kawy - mielonej, z łyżeczką cukru i świeżym imbirem? Ludzkich śniadań, bo kocie chrupki przynosi. Z wyrzutem, że o brzasku nie zwlekam swego szanownego ciała i nie daję do kociej miski czegoś bardziej jadalnego. W dodatku bestia łapą przez łeb wali co bym szybciej się ruszała).

Gdy wtem i znienacka telefon Mikołajkowego Taty wdarł się w ten sielski, niedzielny, południowy świt. I słabym głosem, resztkami sił wręcz poprosił o wsparcie i ratunek. Gdyż albowiem Syn Jego Jedyny a Mój Siostrzeniec Osobisty i Także Jedyny nie śpi od północy, łzy wielkości pomidorków toczy i ryjka znaczy usteczka rozdziera jak syrena statkowa co najmniej. A Rodzice bezradni i bez sił.
Porzuciłam więc (przyznaję, iż z pewnym ociąganiem) zaciszne me domostwo (i niedokończone śniadanie tudzież kota wredziola) wyruszyłam z ekspedycją ratunkową. Po drodze zgarnęłam Mikołajkową Babcię oraz Babcię Pra ponieważ gdyż albowiem skoro wkurw Księcia potężny jest, wszelka pomoc się przyda. W myśli zrobiłam przegląd dalszej i bliższej rodziny co by również pozbierać po drodze ale niestety na stanie nie znalazłam.

Dojechawszy na miejsce zastałyśmy towarzystwo mocno skwaszone i jeszcze bardziej wykończone na ciele i umyśle. Mikołajkowa Mama wyglądała jak cień słaniający się na nogach a Tata składał się głównie z cieni pod oczami. Mikuś marszczył brewki i toczył łezki (jak dynie, nie pomidorki) i nic nie było w stanie go rozweselić. Głównymi podejrzanymi są Górne Jedynki, które jakoś jędze jedne wyleźć nie chcą.

Mikołajkowa Babcia zagadała czule, na co Mikuś zmarszczył się jak nie wiem co i rozdarł ryjka znaczy usteczka jeszcze głośniej. Następnie podejście zrobiła Mikołajkowa Babcia Pra, Miś skrzywił się paskudnie. Kobiety te poczciwe szlochając, schroniły się w kuchni i oddały zajęciu pożytecznemu znaczy obiad gotowały.

Złapałam Misia na ręce i się husialiśmy (przy okazji oddając się ambitnej konwersacji z Misiową Mamą na temat życia i pokręcenia męskiego gatunku w wieku starszym niż Mikołajek, i nie myśleć tu o Mikołajkowym Tacie - ten egzemplarz jest akurat ok), Mikuś przestał drzeć ryjka znaczy usteczka. Porozglądał się ciekawie, stwierdził w tv leci baja i wcale nie jest tak źle jak mu się od północy zdaje. Jednak Słodziaka wyraźnie denerwowali Starzy, odesłałam więc ich do spania (nie bronili się zbytnio, miałam obawy, że zasną w drodze do sypialni i doprawdy nie wiem jak dotarli o własnych siłach).

Z pewnym zaskoczeniem dla odmiany osobiście drąc ryja (znaczy dla urozmaicenia śpiewając Misiowi piosenki z repertuaru własnego) zauważyłam, że Misiowe oczka robią się bardzo malutkie aż w końcu Mały Terrorysta zasnął. Rozważałam dalsze husianie połączone ze śpiewaniem ale perspektywa spędzenia tak na ten przykład godzin trzech nieco mnie przeraziła (no, Misiek trochę waży). Odłożyłam więc Słodkie Maleństwo i wprowadziłam w domu terror.

Starych mieliśmy z głowy, padli jak nieżywi i z ich strony żadne hałasy nie groziły. Jednak problem stanowiły Babcia i Babcia Pra wkroczyłam więc do kuchni niczym gestapo tudzież inne samo zło i nakazałam siedzieć jak trusie.

Wróciłam do Słodziaka i próbowałam sterroryzować respa (powiadam Wam ten to dopiero potrafi się drzeć), jednak nic sobie ze mnie nie robił co chwile wyjąc i wyświetlając komunikaty: "niska wentylacja minutowa; niska vte". Ha! miałam broń w postaci guzika "wycisz alarm". Mikolajek na śpiocha dostał obiadek a ja aż do 16 stej siedziałam i machałam nózią (jak na rozpuszczoną królewnę przystało).

O 16 Księciunio otworzył oczęta i tradycyjnie rozdarł ryjek znaczy usteczka, odessaliśmy się, zbiegły się obie Babcie (nadal wkurzające), zmieniliśmy spoconą koszulkę i mieliśmy zająć się zmianą pieluchy gdy ponownie musieliśmy się oklepać i odessać. Po tych czynnościach musiałam jakoś rozbawić Mikołajka drapnęłam więc Miszczunia na ręca i oddaliśmy się dzikim tańcom. Nareszcie na jego buźce zagościł uśmiech.

Nie przestając pląsać ze Słodkim Ciężarem zauważyłam, że Misiowe oczęta ponownie się zamykają (w końcu miał co odsypiać, nie?). Miś zasnął ponownie, odłożyłam Słodziaka do łóżeczka i ponownie zmieniłam się w gestapo i samo zło pilnujące by nikt nie zepsuł snu Królewicza.

W końcu Babcia i Babcia Pra spędzające niedzielę w kuchni i prawie nie oddychając, podniosły bunt i zażyczyły sobie odwózki do domu. Obudziłam więc Mikołajkowego Tatę co by przyszedł pilnować śpiącego Misia a sama rozwiozłam towarzystwo.

update:

Mikołajkowa Mama doniosła, że Mikołajek po obudzeniu miał nieco lepszy humor i postanowił oglądać bajki nie zwracając uwagi na Starych. Ignorując ich wręcz.

Ma Chłopak charakter :)

sobota, 2 lipca 2011

Long time ago...

Kochani, żyjemy:)

Jestem zawalona pracą po rzęsy a nieliczne, wolne chwile wolę spędzać z Misiołajem niż na pisaniu. Wybaczcie proszę.

Mikołajek kwitnie, z małego dzidziusia zmienia się w Dużego Bystrzaka. Codziennie nas zaskakuje nowymi umiejętnościami i wciąż rozwijającymi się możliwościami manipulowania otoczeniem - głównie w postaci Mamy, Taty i Ciotki. Łaskawie rozsyła swe książęce uśmiechy i pozwala się rozpieszczać :)