Były święta, był Nowy Rok, dostaliśmy mnóstwo życzeń i na żadne nie odpowiedzieliśmy. W tym roku świąt nie czuliśmy. Spędziliśmy je z babcią Jasią ale nie w domu - w szpitalu, trzymając za rękę. W zasadzie od 2 tygodni nasze życie jeszcze bardziej przypomina szpitalny oddział.
W domu karmię Mikołajka przez pega, w szpitalu babcię sondą, w domu wpatruję się w respa, tam w monitor z babcinymi parametrami, Mikusia otacza rura z respa, kabel z pulso, rurka z pompy, babcia cała oklejona elektrodami i wenflonami.
Codziennie pędzę prawie 40 km do babci a potem spieszę się do dzieci. Chciałabym być w dwóch miejscach jednocześnie...
Taki smutny czas ostatnio.
Patrzę na babcię i widzę że tamtej babci Jasi już nie ma. Wciąż nie mogę uwierzyć że już nie ulepi dla Michałka pierogów, nie zwęzi spodenek dla Mikusia, nie zrobi dla mnie konserwowej papryki, nie porozmawia z Mikołajkiem tak jak tylko Ona potrafiła, nie przeczyta już żadnej książki, mimo że tak to kochała i mimo swoich 90 lat pochłaniała dwie w tygodniu. To nie była zwykła babcia.
Wiem, że nikt nie jest nieśmiertelny ale dla babci Jasi 90 lat to naprawdę za mało.
Mama Mikołajka i Michałka