To spotkanie (przynajmniej tak nam się wydawało) miało wymagać mniejszego wczucia w przygotowanie jako że odbyć się miało u nas na dworze.
Dzień zaczął się jak zwykle, Księciunio uraczył nas uśmiechem około 8.00 troszkę przytulasów, następnie klepuchy, toaleta poranna. Potem już z górki, śniadanko Księcia, wspólnie z Misiem sprzątanie jak na sobotę przystało bo w tygodniu doba za krótka. Miś dał nawet osobistej mamie chwilę wolnego na drzemkę ażeby nabrała sił na kolejny tydzień. Jako że gości zaplanowano na 16.00 to w zasadzie każdy robił swoje, w skrócie mama ładowała akumulatory, Księciunio oglądał mini-mini jednocześnie doglądając ojca czy się nie obija no i ojciec usiłował ogarnąć królewskie komnaty bo jak nie w sobotę to kiedy:)) przy okazji usługując Paniczowi. Gdy bajki okazały się nudzące to wspólnie z ojcem Księciunio pomył naczynia, poodkurzał i przyszła kolej na leżakowanie wraz z czytaniem po raz milionowy lokomotywy, słonia trąbalskiego, brudaska i innej prasy codziennej w trakcie których Mistrz ceremonii tak zaczął ziewać że o mało ojca nie połkną a jego buzieńka zrobiła się maślakowata "no tak dochodzi 13.00"- pomyślałem a to czas odpoczynku Księciunia, minęło 19 sekund i słyszałem tylko chrapanko na przemian z komnaty mamy i drugiej, gdzie odpoczywał Miś. Wtedy nastał czas że ja lokaj ojciec mogłem snuć się bez celu a w czasie nieróbstwa siorpałem kawę z mega kubka, oczywiście po cichutku ażeby nie przerwać snu Księcia.
"Mama wstawaj muszę lecieć do sklepu bo spiżarnia opustoszała", powolnym krokiem mama zeszła na dyżur przy łożu Śpioszka.
Po powrocie z zakupów Księciunio nadal odpoczywał, czas nieubłaganie leciał a nam nagle zaczęło się przypominać jeszcze to jeszcze tamto, do tego wszystkiego gdy zamieszanie rosło Miś zawołał ochoczo "HAAA" co zakłóciło wszelkie plany, w efekcie mama uciekła do łazienki a ja dostałem zlecenie: "Miś jest głodny i pokrójcie ciasto". Na pytanie ojca co pierwsze Księciunio kiwnął wybierając najpierw krojenie ciasta, pierwszy kawałek już prawie lądował na talerzu i "din don din don" ciasto oczywiście zapikowało dołem do góry ale przynajmniej na talerzu:)).
W drzwiach pierwsza ukazała się służba w osobie mamy Księżnej Roksi "Mikuś jakiś ty duzi" na co Książe przymarszczył oczka "oj za szybko na czułości"-pomyślałem, wtem zawitała u nas Księżna Roksi z osobistym ojcem... przywitania pokłony i takie tam, po chwili dołączyła do nas mama Księciunia kolejne pokłony należące do części oficjalnej... . Gdy każdy z uczestników zagarnął dla siebie kawałek kąta celem oddania się wspomnieniom starych czasów no i debatowania nad obecnymi Księciunio w końcu zjadł zaległy posiłek, poczęstował gości gdyż nie ma w zwyczaju jadać samotnie. Kolejne podejście ciotki do Księcia już lepiej, ale nadal z dystansem, przełom nastąpił po ukazaniu "giftów"- między innymi ulubione baje, potem było już tylko lepiej, w efekcie do końca wizyty Książe był trzymany za rączkę przez ciocię. Tematy wszelakie, Księżna Roksi stworzyła kilka arcydzieł w postaci przecudnych malunków.
Czas leciał, mama Roksi zajęta debatowaniem (zresztą jak wszyscy) nagle przypomniała sobie że kawa już zimna a jeszcze jej nie spróbowała, no i najmłodszy domownik ich dworu oczekuje u babci służbowej. Niestety jeszcze parę szybkich tematów i spotkanie dobiegło końca, czasu nie udało się zatrzymać. Po rozstaniu powróciliśmy do zwyczajnych czynności i nastała noc a po tym kolejny dzień i znowu noc i tak dalej... . To już drugie spotkanie zakończone powodzeniem po którym Książe pochwalił swoich podwładnych za urozmaicenie.... .
tata Mikołaja
Mikołajku jesteś wspaniałym Księciem, i masz oddany Dwór,serdeczne pozdrowienia da WAS
OdpowiedzUsuńDziękujemy za pozytywny komentarz, gdyby był negatywny służba zostałaby srogo ukarana, dziękujemy i pozdrawiamy
OdpowiedzUsuńtata Mikołaja