Z góry przepraszam co wrażliwszych czytelników.
Mikołajek o 5 rano otworzywszy swe prześliczne oczęta postanowił dostarczyć współdomownikom nieco rozrywki. Obudził się z megawkurwem (so sorry) i gotowym planem na dzisiejszy dzień. Dla zmyłki zbierającemu się do pracy Tacie wysłał uśmiech, łaskawie uśmiechając się do Mamy przywitał ją radosnym "eeeeooo".
I na tym skończyła się sielanka.
Miki konsekwentnie przeszedł do realizacji swojego planu. Zanim o 8:30 przyszedł Pan Rehabilitant a Mikołajkowa Mama wyczerpała cały wachlarz rozrywek i zabaw Mikusiowy wkurw był już potężny.
Żadne ze słów typu: "zdenerwowany", "nie w humorze", "zezłoszczony" nie oddaje Misiowego samopoczucia.
Księciunio lubi Pana od wuefu, nawet wybaczył mu odmowę pomalowania paznokci na czerwono - hm... zresztą Pan Rehabilitant wogóle odmówił malowania paznokci na jakikolwiek kolor - zwykle w czasie wspólnej gimnastyki radośnie gaworzą uśmiechając się do siebie szeroko.
Tym razem było inaczej, Mikołaja nadzwyczaj irytowały próby nawiązywania kontaktu a zachęty do wspólnych ćwiczeń traktował jak powód do obrazy. W końcu zniechęcony Pan poszedł sobie z podkulonym ogonem.
W południe zajrzała znajoma Ciocia Mariola, która jak wszystkie Misiowe Ciotki jest w nim bezgranicznie zakochana. Tym razem Księciunio głośnym płaczem informował, że jej towarzystwo go wyraźnie drażni. Znajoma Ciocia Mariola po jakiś 2 godzinach załamana uciekła z krzykiem.
Powrót Mikusiowego Taty Mama powitała z ulgą, przez chwilę Tata był całkiem niezłym obiektem rozrywkowym ale szybko się Misiowi znudził.
Kiedy późnym popołudniem do nich zajrzałam, Mikołajkowi Rodzice stanowili obraz nędzy i rozpaczy. Oboje byli zupełni zachrypnięci od śpiewania Misiowi ulubionych piosenek i powłóczyli nogami po przespacerowaniu setek kilometrów w mieszkaniu nosząc Mikulca i respirator.
Przejęłam Słodziaka, a Rodzice w tym czasie usiłowali nadrobić domowe zaległości. Przez pół godziny było ok, Miki z radością pozwalał się zabawiać. Po czym zmarszczył brewki... i się zaczęło.
Zdecydowaliśmy, że szybko należy przygotować Księciowi kąpiel. Miki wziął nas do galopu.
Tym razem byłam Murzynem a Mama i Tata robili za Małpy. Zajęłam się całowaniem, przytulaniem i mizianiem - w tle robiąc za chórek dla śpiewających Starych - a Rodzice znosząc do pokoju wszystkie kąpielowe akcesoria musieli udawać coraz to inne zwierzęta, przesadnie gestykulować, śpiewać arie operowe w różnych tonacjach, poruszać się w rytm walca, salsy tudzież innego breakdance'a byleby tylko utrzymać uśmiech na Ukochanej Twarzyczce.
Trochę czuliśmy się jak bohaterowie wenezuelskiej telenoweli, w każdym razie poziom prezentowanego przez nas aktorstwa był mniej więcej ten sam, no ale skoro to satysfakcjonowało Słodziaka... ;)
Obawiam się, że gdyby ktoś nas obserwował mógłby dojść do wniosku, że całą trójką jesteśmy niespełna rozumu.
Zanim Księciunio oddał się kąpielowym rozkoszom został straszliwie obrażony przez własną Mamę. Wyrodna uparła się umyć Książęcy Ryjek, a to jak powszechnie wiadomo jest czynem wyjątkowo paskudnym i złośliwym.
Mikusiowy protest wzbudził mój podziw co wyraziłam słowami: "jak on cudnie, głośno umie płakać..."
Na szczęście z myciem buźki Mama szybko się uwinęła i Miś powędrował do kąpieli w końcu szeroko się uśmiechając :)
Jaki z tego wniosek?
Miś miał wkurwa bo od rana miał chęć na kąpiel ;)
A to nie ząbki się tak dzieją?...
OdpowiedzUsuńPanu Rehabilitantowi się nie dziwię, że nie chce z czerwonymi pazurkami chodzić;)
Ale może by się zgodził na naklejki z czerwonych serduszek na czas spotkania z Mikusiem - zwykłe naklejki z kiosku, tanie i da się je naklejać i odklejać wiele razy:)
Nie chce nikogo broń Boże obrazić no ale miał chłop powód się wkurzyć. No takie trzy gapy żeby nie wiedziały czego księciowi trzeba?! Wstyd! Na przyszłość się poprawić proszę. ;) hahaha
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twój styl pisania ciociu Mikołajka. buziaki :)