Bo jako idealna matka chrzestna postanowiłam Mikołajka z przyrodą zapoznać:
Jak tylko Mikuś nacieszył oczęta kwieciem, zasnął na dwie godziny - mimo, że Chłopak uważa, że szkoda życia na sen i unika jak ognia - ale łono przyrody i nadmiar bodźców zrobiło swoje.
Z powodu braku odpowiedniej fury w plener udaliśmy się w starym Mikusiowym wózku niemowlęcym, który lada dzień będzie na krótki i Księciunio będzie musiał podkulać nogi ale póki co daje radę.
Misiowi Rodzice kupili ssak akumulatorowy i dzięki niemu możemy wypuszczać się w dzicz:
Jakoś nie mogę się powstrzymać i co chwilę sprawdzam na wyświetlaczu respiratora czy wszystko gra:
...i trampki woźnicy*...
*przy okazji Mikołajkowa ciocia zapewnia sceptyków, którzy oglądali ją wyłącznie na obcasach, że w trampkach czuje się równie dobrze ;)
:))
OdpowiedzUsuńCieszę się że już jesteście. No cóż porządki wiosenne to i blog trzeba odkurzyć ;). Brakowało mi tu Mikusia oj brakowało. Kurcze troszkę szkoda, że fura powoli za mała bo śliczna jest- w kolorze nieba. No ale przecież księciunio rośnie. buziaki :)
OdpowiedzUsuńWarto było tyle czekać na zdjęcia :). Pozdrawiam Joanna
OdpowiedzUsuńFura sliczna, ile jeszcze brakuje pieniedzy na ta "wymarzona"?
OdpowiedzUsuńSlodziusienki ten Mikus!!!